"Na momencie" fajnie jeździ się tak do 100 km/h, auto ładnie reaguje na każde dodanie gazu (np. sprawna zmiana pasa w mieście gdy trzeba trochę się poprzeciskać). Powyżej tej umownej stówy, jak zauważył @xul, trzeba już nie tylko odpychać się, ale pokonywać głównie opory powietrza, a do tego potrzebna jest czysta moc, zaś moment traci na znaczeniu.
W dieslu zwłaszcza przy obrotach, z których wielu korzysta, czyli 2000 rpm (dla mnie zbyt niskich) jest już sporo momentu, ale mocy niewiele, dlatego każde trudniejsze wyprzedzanie (w Vectrze CDTi 400 Nm) zaczynałem zwykle z ok. 3000 rpm, żeby to jechało jak najsprawniej.
Oczywiście każdy powinien jeździć tym, co posiada, jak najefektywniej. I dobrać auto/silnik do profilu jazdy. Kilka lat jeździłem Golfem II z 1.6TD o mocy "całych" 60 KM i chyba 110 Nm momentu. I co? Ostatni na drodze bynajmniej nie byłem, a wręcz wyprzedzało się często i gęsto, tyle że z głową. Z tym że to było 10-15 lat temu, a teraz ruch wzrósł na tyle, jak i liczba szybkich samochodów, że pewnie nie dałoby się takim Golfem nadal tak jeździć. Inna sprawa, że wówczas nauczyłem się optymalnie planować manewry. Od 10 lat mam Octavię 105 KM /250 Nm (1.9 TDI) i jest to auto całkowicie wystarczające do miasta, w korki, na wypady za miasto. Słabo nadaje się jedynie do szybkiej długotrwałej jazdy autostradą (tzn. nieprzepisowej), i to głównie z powodu tylko 5-biegowej skrzyni, oraz do jazdy z pełnym obciążeniem. Poza tym, mimo 11.8 sek do 100 km/h, z większości skrzyżowań odjeżdżam zostawiając innych za sobą - i to wcale nie dusząc nie wiadomo jak...
Gdybym kupował używany samochód, co obarczone jest wiadomymi ryzykami, patrzyłbym przede wszystkim na egzemplarz, a nie na moc. A jeśli ktoś przedtem nie jeździł znacznie mocniejszym autem, to nie dozna szoku po przesiadce na 130 KM w ciężkiej budzie. Wiadomo, że w skali bezwzględnej jedzie to słabo, ale w wielu przypadkach wystarcza to do potrzeb. A okazyjnie można odpuścić, a nie silić się na rajdy. Osobiście mimo jazdy znacznie mocniejszym autem przekonuję się nieraz, że to gonienie, poza wyprzedzaniem oczywistych zawalidróg, wcale nie przynosi wielkich korzyści. U mnie jednak bierze się z charakteru i tego, że nie lubię jednostajnej jazdy, a nawyki - jak uważam - trzeba podtrzymywać, by z wiekiem nie wygasły
M.